Glasgow’s a bit like Nashville, Tennessee: it doesn’t care much for the living, but it really looks after the dead (William „Billy” Connolly)
Glasgow odwiedziłem w weekend. Co oznaczało w praktyce tłumy ludzi w centrum miasta. Postanowiłem po maratonie zakupowo-muzealnym trochę się wyciszyć i podsumować wrażenia z mojej międzykontynentalnej podróży. Wybrałem się na cmentarz…
Pewną formą tradycji w mojej małomiasteczkowej sielance z dzieciństwa były niedzielne wyprawy do miejscowej nekropolii. Odwiedzało się wtedy groby bliskich zmarłych, przechadzało pośród setek innych pomników z nazwiskami, gdzieniegdzie napotykając innych „spacerowiczów”. Cmentarz z lat mojego dzieciństwa zawsze kojarzyć mi się będzie z oazą spokoju, nutką nostalgii i miejscem ciszy. Za każdym razem, gdy gdzieś przebywam w świecie, lubię spędzić dłuższą chwilę na cmentarzu i poobserwować jak toczy się jego „życie”.
Tym razem zwiedziłem cmentarz Necropolis, położny niedaleko głównej katedry w Glasgow. Monumentalna, średniowieczna świątynia jest strażnikiem tej dość dużej nekropolii. Katedra, oryginalnie zachowana, prawdopodobnie zbudowana została na grobie założyciela Glasgow, św. Mungo. Teren wokół katedry i cmentarza jest nierówny, więc dodaje to uroku podczas nostalgicznego spaceru. Nekropolia skłania do zadumy nad niszczejącymi nagrobkami dawnych rodów kupieckiej z Glasgow. Bogata w zieleń, kryjąca w sobie tajemnice ludzkie sprzed kilku wieków przestrzeń, z której wyrastają pomniki z nazwiskami i datami, pozwala spojrzeć na miasto również z tej wielowiekowej perspektywy ludzkiego istnienia.
Ponad pięćdziesiąt tysięcy osób zostało tu pochowanych. Znajduje się tu około 3500 zabytkowych grobowców…