Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Nowego Jorku, przejeżdżając przez jeden z wielkich mostów zobaczyłem ludzką nogę zwisającą z tyłu śmieciarki. Oczywiście była to zabawna mistyfikacja. Do tej pory ten obrazek mam w pamięci jako wyraz różnych dziwności, które można zaobserwować w tym mieście.
Moja ostatnia jesienna wizyta zdominowana była przez szaleństwo cronutowe! W mieście aż huczy o tym ciastku i aby je zdobyć należy się naprawdę postarać. Oryginalny rogaliko-pączek (tak bym to przetłumaczył) jest do kupienia tylko w jednej piekarni. Znajoma Hiszpanka uznała że „test cronutowy” będzie dobry na sprawdzenie, jak rokuje jeden z chłopaków którego niedawno poznała w metrze. Jeśli on „załapie” o co chodzi, gdy mu zaproponuje : let’s go for a cronut i zdobędzie to pożądane przez wszystkich Nowojorczyków ciastko- to rozpocznie z nim dłuższą znajomość.
Od „moich ludzi” z okolic Princeton słyszałem o dwóch dziewczynach, które dwukrotnie wybrały się specjalnie do NYC, by zdobyć cronuta (limit 2 szt. na osobę, cena 5 dolarów za jeden). Za pierwszym razem nie udało się, gorące rogalo-pączusie skończyły się zanim dziewczyny dostały się do kasy. Pojechały zatem jeszcze raz (mieszkają ponad godzinę jazdy samochodem od NYC). Wtedy udało się.
Podobnych historii pewnie jest wiele. Niebywały sukces cronuta niewątpliwie jest efektem przede wszystkim dobrego pomysłu marketingowego. Samo ciastko jest takie sobie. Nie próbowałem niestety tego jedynego, oryginalnego Cronut®, musiałem zadowolić się przyzwoitą podróbką. Ale nie sądzę że ten jedyny, niepowtarzalny cronut stworzony przez Dominique Ansel’a odbiega bardzo smakiem czy wyglądem od tego, którego jadłem. Moja podróbka prawdopodobnie była równie duża, równie słodka i równie tłusta. Jak zdobyć to ciastko – szczegółowy regulamin z całą historią, która powoduje ze na prawdę chcemy go mieć, jest tutaj.
Miłośnikom słodyczy, odwiedzającym NYC, polecam dwa miejsca. Pierwsze z nich, cukiernia Bruno, w pięknej dzielnicy Greenwich Village. Tam mamy szeroki wybór różnych słodyczy o włoskich korzeniach, kawę i lody. Tam też możemy porozmawiać z obsługą po polsku…
Drugim ciekawym miejscem jest jeden ze sklepików w Chelsea Market, centrum handlowego stworzonego w siedzibie dawnej fabryki ciasteczek Oreo. Tam można zapolować na takie słodkości: